czwartek, 14 stycznia 2016

Rozdział 4

Nim się zorientowałam, minęły całe trzy miesiące, podczas których na zamku nie działo się zbyt dużo. Głównie pracowałam, a w przerwach spałam, albo rozmawiałam z Klarą. Najróżniejsze dodatkowe prace pojawiały się znikąd w najmniej spodziewanych momentach, ale moje podstawowe obowiązki się nie zmieniały, nie zbyt wiem czy można powiedzieć, że na szczęście, czy bardziej pasowałoby słowo "niestety". W pewnym krytycznej  chwili myślałam, że niektóre z tymczasowych obowiązków staną się stałymi pozycjami w moim w średnim stopniu zapełnionym grafiku, ale kiedy już się do nich prawie całkowicie przyzwyczajałam, nagle dostawałam coś całkowicie nowego do roboty, a to do czego się przyzwyczaiłam, lądowało na liście obowiązków całkowicie innej osoby. Bardzo często też podczas mojej pracy natykałam się na księcia, zwykle musiałam go też rano budzić żeby zjadł śniadanie punktualnie, bo inaczej mogło to źle podziałać na jego zdrowie. Zawsze czułam się wtedy dosyć niezręcznie, ale w tej konkretnej sytuacji jest to raczej zrozumiałe- w końcu dziwnie jest budzić kogoś będącego na szczycie drabiny społecznej. 
Książę zwykle budził się z promiennym uśmiechem na ustach i dobrym humorze, ale raz, albo dwa zdarzyło się, że gdy się budził widać było na jego twarzy głęboki smutek z maleńką domieszką strachu. Wtedy nie za bardzo wiedziałam co mam zrobić, czułam się zdezorientowana i zła na siebie, że nic nie mogę na to poradzić, ale książę po paru chwilach dla niepoznaki uśmiechał się blado, ale jego oczy pozostawały takie jak przedtem. Ten widok był jeszcze smutniejszy niż widok jego twarzy w tych dniach zaraz po przebudzeniu, ale za każdym razem przywoływał mnie do rzeczywistości i przerywał moje usilne próby wymyślenia czegoś, co mogłoby pomóc w takiej sytuacji, potem po prostu podawałam mu jego śniadanie, a w końcu wychodziłam z pokoju. Za każdym razem czułam się dosyć dziwnie i opuszczałam pokój w jak najszybszym tempie na jakie mogłam sobie pozwolić. Zwykle jednak nie było to takie proste, nie tylko w te owiane smutkiem dni, książę za każdym razem zagadywał mnie, a ja posłusznie odpowiadałam, starając się jednak bardzo dyskretnie przerwać tą, w pewien sposób, karykaturę miłej pogawędki, jednak to również nie było wcale łatwe, a co dziwniejsze, nawet to w pewnym stopniu lubiłam.
Lecz pewnego, chłodnego, ale pięknego jesiennego poranka, dostaliśmy nowy, zmieniony o sto osiemdziesiąt stopni rozkład prac i zajęć. Kiedy wstałam i doprowadziłam się do porządku, z drobnym poirytowaniem spojrzałam na wielką tablicę obowiązków służby i już miałam zamiar szukać mojego osobistego, szczegółowego grafiku, kiedy zauważyłam, że wcale nie byłam zaznaczona na liście osobnych obowiązków. Czując się całkowicie bezradnie, poszukałam rozbieganym wzrokiem Klary, mając ogromną nadzieję, że przynajmniej ona będzie wiedziała trochę więcej na ten temat. Na moje wielkie szczęście, stała tylko kilka kroków dalej, więc po prostu podbiegłam do niej i już miałam zadać pytanie na temat zniknięcia mnie z grafiku, kiedy z nieskrywanym entuzjazmem powiedziała głośno, a raczej wykrzyczała mi w twarz:
- Zostałyśmy przydzielone jako prywatne służące do konkretnych osób i ich pokoi! Niesamowite prawda!?
Nie widziałam w tym wtedy nic niesamowitego. Ani nie rozumiałam za bardzo jaki to miało sens, jeśli w ogóle jakiś miało...i jakie to może mieć konsekwencje w przyszłości. Postanowiłam od razu dowiedzieć się trochę więcej na ten temat, ale również w tym wypadku Klara uprzedziła swoją odpowiedzią moje pytanie. Jakby czytała w moich myślach.
- Będziemy miały poza tym razem pokój! Bo wiesz, mamy dwa pokoje do obsłużenia. Ja mam dwójkę, a ty jedynkę. Super co nie?- tym razem od razu zrozumiałam znaczenie jej słów, ale przytaknęłam nerwowo próbując się uśmiechnąć, jednak moja twarz wcale nie chciała ze mną współpracować.
- Super- odpowiedziałam bez zbytniego, żeby nie powiedzieć żadnego, entuzjazmu.
- Plan pracy do odebrania masz w pokoju przełożonej. Nasz pokój to ten na końcu tego korytarza, ten z zielonymi drzwiami.
Po natychmiastowym odebraniu nowego, własnego planu od przełożonej, poszłam od razu przenieść moje rzeczy do nowej sypialni. Nie zajęło mi to zbyt dużo czasu, bo tak na prawdę nie miałam za wiele własnych rzeczy. Kilka ubrań, szkicowniki i dwa, nieduże pudła. Jedno pudło wykorzystywałam do przechowywania kredek, a w drugim trzymałam najróżniejsze rzeczy znalezione podczas pracy. Niektóre ze znalezisk mogły wydawać się bezwartościowe i bezużyteczne, ale dla mnie miały zawsze wartość emocjonalną, były nićmi łączącymi moje aktualne życie z dawno minionymi chwilami i najróżniejszymi wspomnieniami.
Od razu po swojej skromnej "przeprowadzce" zabrałam się do swojej pracy. Na początku nie miałam zbyt wielkich zmian w planie. Miałam po prostu podać księciu śniadanie. Potem podczas jego nieobecności musiałam wyczyścić i odświeżyć jego pokój i ostatecznie miałam być na jego każde wezwanie- nie ważne co bym robiła w danej chwili, czy bym sprzątała, wynosiła pranie czy cokolwiek innego- musiałam wysłuchać każdego wydanego przez niego rozkazu. Poza tym miałam kilka pośrednich obowiązków, ale one nie należały do najtrudniejszych, ani wymagających dużej ilości czasu na ich wykonanie.
Zabrałam się więc w końcu do pracy.
Tak jak wiele razy wcześniej, weszłam cicho, z tacą wypełnioną smakowicie wyglądającym jedzeniem, do pokoju księcia. Tym razem też jeszcze spał, wyglądając przy tym nieprawdopodobnie niewinnie. Aż żal było mi go budzić ze snu, które tym razem musiały być przyjemne, bo książę uśmiechał się, co jeszcze bardziej hamowało mnie przed budzeniem go. Ale niestety, to też było częścią mojej pracy, a dokładniej było to "zadbanie o to, żeby książę nie zaniedbywał swoich obowiązków i robił wszystko według harmonogramu ustalonego przez dworskich sekretarzy."
- Panie, już czas wstawać- powiedziałam jak zwykle, starając się by mój głos nie był zbyt twardy, ani zbyt miękki. Czyli innymi słowy, żeby zbudził księcia, ale żeby nie zrobił tego zbyt gwałtownie. Tak jak zwykle, uzyskałam pożądany efekt i książę obudził się. Trochę wstyd mi to przyznać, ale bardzo lubiłam patrzeć jak otwiera swoje cudownie-niesamowite oczy. Tym razem były wesołe, co od razu również mi poprawiło humor. Kiedy już usiadł, opierając się o miękki tył łoża, haftowany w czarno-błękitne róże, z uśmiechem podałam mu tacę ze śniadaniem, tak jak ostatnio sobie zażyczył. Skłoniłam się usłużnie, życzyłam mu smacznego i obróciłam się w stronę wyjścia. Jednak niestety, nie uszłam za daleko.
- Mogłabyś chwilę jeszcze zostać?- usłyszałam głos księcia. Odwróciłam się.- Pomyślałem, że mógłbym z tobą przy okazji porozmawiać.
- Dobrze, panie- kiwnęłam głową. Ale i tak przecież nie mogłam się nie zgodzić.
- Usiądź- powiedział przyjaznym głosem, a ja rzecz jasna posłuchałam, w chwilę później siedziałam już naprzeciwko łóżka na hebanowym krześle.- Ech...od czego by tutaj zacząć...?-powiedział bardziej do siebie niż do mnie.
- Może od pomarańczy?- zaproponowałam natychmiastowo, a książę zaśmiał się cicho pod nosem.
- Nie koniecznie o to mi chodziło- powiedział z miłym uśmiechem rozjaśniającym jego twarz.- Zastanawiałem się bardziej nad tym, jak rozpocząć rozmowę.- Czy mówiłam już że kiedy się uśmiechał wyglądał jak anioł? Jeśli nie, to piszę to właśnie tutaj- wyglądał jak anioł za każdym razem kiedy się uśmiechał.- A więc... Chciałem się przede wszystkim spytać, dlaczego tak szybko uciekasz a każdym razem kiedy już się tutaj znajdziesz?- spojrzałam na niego trochę zdezorientowana i ponownie, nim zdążyłam się zorientować, zachwycił mnie jego uśmiech.
- Emm...-myślałam chwilę nad odpowiedzą. Chciałam odpowiedzieć zgodnie z prawdą...ale sama nie wiedziałam dokładnie jaka to była prawda.- Cóż...po prostu nie chcę opóźniać pracy...-czy to była prawda? Wciąż nie wiedziałam. Ale w głębi serca czułam, że tak na prawdę to nie był jedyny powód.
- Rozumiem...ale na szczęście teraz już raczej nie będziesz się nigdzie indziej śpieszyć- Donghae powiedział to z tajemniczym, całkowicie innym niż wcześniej uśmiechem i zjadł kawałek pomarańczy.- No chyba, że ja ci każę gdzieś iść. Ale wtedy sytuacja wygląda trochę inaczej. Nie sądzisz?
-Tak, książę- przytaknęłam, chociaż jego słowa nie były zbyt logiczne.- A więc życzysz sobie jeszcze czegoś panie?- spytałam, mając nadzieję na to, że ma jakieś normalne, książęce zachcianki, a ja będę miała jakieś konkretne zajęcie.
- Może poczęstujesz się ciastkiem?- zaproponował, a ja od razu poczułam się trochę niezręcznie. Bo komu nie byłoby głupio jeść z księciem, a do tego jeszcze jego śniadanie?- Nie musisz czuć się niezręcznie i tak zawsze kilka mi zostaje, więc czemu by kogoś nimi nie poczęstować?- uśmiechnął się zachęcająco i wciąż trochę zdezorientowana wzięłam jedno ciasteczko.
- Dziękuję- powiedziałam i nieśpiesznie zjadłam ciastko, które okazało się bardzo smaczne, on w tym czasie na poważnie zabrał się do jedzenia.
Przez pewien czas książę kończył swoje śniadanie, a kiedy już taca została prawie pusta, podał mi ją żebym odłożyła na wózek stojący obok. Tak też zrobiłam. Wtedy zamierzałam się jak najszybciej cicho ulotnić, jednak zanim jeszcze wstałam z krzesła, książę Donghae ponownie się odezwał.
- A więc przejdźmy do konkretów...-zaczął przeciągając się.- Zatrzymałem cię tutaj trochę dłużej, bo chciałem się o coś spytać. Miałem to zrobić już dawno, ale zawsze wychodziłaś zanim całkowicie się obudziłem- spojrzałam wtedy na niego pytającym spojrzeniem. Po krótkiej chwili ciszy kontynuował.- Mianowicie, ciekawi mnie bardzo pewna rzecz, a konkretnie chodzi mi o to, dlaczego uciekłaś z plaży podczas spaceru około, plus minus, trzech miesięcy temu?
- Słucham?- byłam zdziwiona bezpośredniością tego pytania. Nie zbyt wiedziałam jak zachować się w takiej sytuacji, więc po prostu wpatrywałam się z pytającą miną w księcia, oczekując bardziej prostego ujęcia tego w słowa.
- Po prostu pytam, jaki był powód twojej, że tak to ujmę, ucieczki- książę wzruszył ramionami
i spojrzał na mnie ponaglająco. Zawahałam się jeszcze przez krótką chwilę, która wydawała mi się długą godziną, albo nawet wiecznością.
- No więc...-zaczęłam niezgrabnie.-Po prostu mam złe wspomnienia. Tylko tyle, panie.
- Hmm...-zamyślił się na chwilę- A jeśli spytałbym co to za wspomnienia, odpowiedziałabyś?
- Nie sądzę- odpowiedziałam tym razem bez wahania. A prawdę mówiąc, chyba zbyt szybko- Zapewne nie mogłabym wydusić z siebie słowa po pierwszym zdaniu, jeśli więc chcesz znać szczegółowo powód panie, będę niestety musiała odmówić- skłoniłam się przepraszająco, siedząc na krześle, które okazało się dosyć wygodne.
- Oczywiście, rozumiem- skinął głową potwierdzając swoje słowa.- Postaram się nie poruszać nigdy tego tematu.
- Dziękuję, panie- kłaniając się, wstałam z krzesła, mając zamiar już wyjść.
- Mogłabyś zostać jeszcze chwilę?- spytał.- Brakuje mi ludzkiego towarzystwa.
- Tak panie- zostałam w tym samym miejscu.- Mogłabym też o coś spytać?
- Oczywiście. O co chciałabyś spytać?- nie sądziłam, że książę aż tak szybko się zgodzi, nie myślałam nawet czy w ogóle się zgodzi, ale ucieszyłam się.
- Chciałam tylko spytać, jak tak na prawdę wygląda codzienność tak ważnej osoby jak ty, panie?- spytałam, a po chwili zdałam sobie sprawę, że mój głos mógł brzmieć zbyt pewnie, a do osób o wyższym statusem społecznym, a książę miał o wiele wyższy status społeczny ode mnie, należało się zwracać z uniżeniem.
Wbrew moim wątpliwościom, książę odpowiedział.
-Cóż...rzadko kiedy muszę odpowiadać na takie pytania...-początkowo niby się wahał, lecz wyczułam w tym wypracowany odruch wzmacniania napięcia u słuchacza.- Ale zwykle trochę trudno mi na nie opowiadać, bo wiem, że pozory wyglądają trochę inaczej niż szara rzeczywistość...ale tak to zwykle jest, a ludzie mogą uznać, że kłamię, że przesadzam. Co do mojej codzienności... Wstaję czasami o tej, czasami o innej niż dzisiaj porze, zwykle wcześniej, potem jem śniadanie, na które mam przeznaczoną całą godzinę. Jest to dosyć nielogiczne, bo zwykle kończę w mniej-więcej dziesięć minut. Ale szczerze mówiąc, są to moje jedyne chwile wolności, że tak to ujmę, bo później mam już ustalony grafik. Po doprowadzeniu się do porządku, zaczynam przyjmować posłańców z innych części kraju, a w przerwach podpisuję kolejne góry denerwujących papierków, decydujących jednak najczęściej o tak ważnych, że nie mogę ich pominąć, czasami rozstrzygam też jakieś poważniejsze, lub mniej poważne, codzienne jak i te niecodzienne spory między okoliczną ludnością. Potem dopracowuję szczegóły tego i owego, a w międzyczasie zjadam obiad i kolację. Wczesnym wieczorem są raczej przyjemne lekcje jazdy konnej, a później, na szczęście jest to już ostatnia rzecz do zrobienia, muszę odpisać na przynajmniej dziesięć kwitków grzecznościowych, głównie od ludzi których na oczy nie widziałem, ale byliśmy na tym samym bankiecie, albo innym większym lub mniejszym spotkaniu, albo balu-skończył i odetchnął głęboko.- Dodam, że te świstki głównie denerwują, a prawdopodobnie i tak zwykle służą jako podpałka do kominka. Przynajmniej my to z nimi robimy kiedy już odeślemy odpowiedzi.

Od razu wyobraziłam sobie ciepły, przyjemny, kamienny kominek, w nim trzaskający miło ogień i wpadające do niego małe karteczki z różnymi grzecznościami, od różnych ludzi, niektórych całkowicie obcych, niektórych znajomych. Sama zaczęłam się nagle głęboko zastanawiać, jaki jest sens pisania takich liścików, a szczególnie do ludzi których widzieliśmy tylko kilka razy, albo raz, może nawet wcale i nie zamieniliśmy z nimi nawet słowa, a ostatecznie i tak nasza ciężka praca idzie na marne zostając łanie wyglądającą podpałką do pieca, a pewnie nierzadko taki liścik nie jest nawet raz przeczytany. W tej jednej chwili nie myślałam wcale o tym, jacy ludzie są bezduszni i zakłamani, ale o tym, że jeden, mały, z pozoru wyglądający na przyjazny i ciepły kominek, może być grobem dla kilogramów ozdobnego papieru listowego. robiło mi się trochę smutno, bo nie lubiłam kiedy jakakolwiek praca szła na marne. Dlatego też byłam tak okrutnie niezadowolona kiedy sprzątałam niesamowicie biały pokój pod numerem trzecim. Ale na szczęście, teraz już w żadnym wypadku mnie to nie czekało, więc uśmiechnęłam się do siebie z ulgą i w żadnym stopniu nieskrywaną radością. Wtedy też nagle przypomniałam sobie, że jestem w pokoju księcia, który w tamtej chwili patrzył na mnie z dosyć dziwnym wyrazem twarzy, może zdziwionym, może trochę przestraszonym, ale na pewno rozbawionym. Trochę się zmieszałam, bo akurat wtedy porwał mnie wir rozmyślań, kiedy powinnam całkowicie skupić się na pracy.

- Przepraszam, zamyśliłam się- skłoniłam się przepraszająco.- Czy mogę coś jeszcze dla ciebie zrobić, panie?
-Tak, mogę prosić cię o...
***
Mimo, że miałam dosyć dużo do zrobienia, a nawet bardzo, według mnie ten dzień był dosyć miły, głównie dlatego, że mimo iż byłam tylko służącą, książę okazał się bardzo miłą osobą, nawet dla osób mojego pokroju. Jego opis zwykłego dnia okazał się niezwykle prawdziwy, bo tak na prawdę praktycznie nie różnił się od tego co było na prawdę. Za każdym razem kiedy mnie do siebie wołał, był bardzo zapracowany, a z jego twarzy zniknął ten zachwycający uśmiech, wyglądał wręcz na głęboko pogrążonego w smutku. Nie wiedzieć czemu, za każdym razem kiedy tylko go widziałam, robiło mi się smutno z jego powodu. Mimo wszystko wiedziałam, że nic nie mogłam z tym zrobić, nawet nie znałam dokładnej przyczyny jego smutku, więc po prostu maksymalnie skupiłam się na wykonywaniu wydawanych przez niego poleceń. Od nalania herbaty, przez podanie przekąsek kolejnym gościom, aż do zaniesienia do jego sypialni wielkiego stosu dokumentów. Miałam oczywiście kilka chwil spokoju, na przykład podczas obiadu i kolacji. W tym czasie próbowałam narysować jego twarz z pamięci, najdokładniej jak potrafiłam, robiłam to z wielką przyjemnością, mimo że ciągle gonił mnie czas. Ale mój skromny szkic zaczynał powoli nabierać wyraźnych kształtów i aż sama zdziwiłam się, że aż tak dobrze zaczęłam, bo zwykle moje początkowe szkice wyglądały dosyć krzywo, a tym razem wyszedł prawie idealnie. Jednak jak już wcześniej wspomniałam, nie zdążyłam za wiele zrobić, a kiedy właśnie miałam zamiar na poważnie rozpocząć kolorowanie, książę znów zawołał mnie do siebie z prośbą o przyniesienie przekąsek dla kolejnego posłańca, wydawało mi się wtedy, że to już setny. To był jedyny moment kiedy wykonywałam swoją aktualną pracę z widocznym ociąganiem, jednak bardzo lubiłam robić to co robiłam. Moja praca nie była jakoś bardzo ciężka, a książę nie wyżywał się na mnie. Po prostu spełnienie marzeń służącej! Nie byłam zbyt wymagająca patrząc na to z perspektywy czasu.
Wieczorem jednak, czułam ogólne zmęczenie. Weszłam do swojego pokoju i od razu, z głośnym westchnieniem ulgi rzuciłam się na swoje łóżko, rozbawiając tym samym Klarę siedzącą na krześle w rogu naszego wspólnego pokoju.
- Co się śmiejesz?-spytałam niby zaczepnie, podnosząc do góry głowę, żeby móc ją zobaczyć.
- A nic nic...-powiedziała niby przerażonym głosem i obydwie wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Jak tam praca?- spytałam, siadając na łóżku w normalnej pozycji, przy okazji pozbywając się butów ze zmęczonych stóp. Poczułam przy tym niezwykłą ulgę, co skwitowałam kolejnym westchnieniem.
- Szczerze? Bałam się, że Irene będzie bardziej rozwydrzona i rozpieszczona, w końcu to księżniczka, ale okazała się na prawdę miłą osobą i bardzo się cieszę, że akurat jej zostałam przydzielona-uśmiechnęła się pod nosem i wtedy zauważyłam, że ona też była zmęczona.- A jak tam twoja praca?
- W sumie już wcześniej miałam okazje przynosić mu śniadanie, ale dopiero dzisiaj przekonałam się, że przebywanie w jego towarzystwie nie jest aż tak niezręczne, jak mi się wydawało i że w sumie to przyjemnie się dla niego pracuje-zaczęłam, po czym wzięłam głęboki wdech.- Bo wcześniej myślałam, że Książę Donghae jest dosyć... nadęty, ale okazał się po prostu zmęczony...tak jak my teraz-po raz kolejny wybuchnęłyśmy śmiechem, w końcu nikt nam tego nie zabronił, a śmiech to zdrowie.
- Ale serio książę zajmuje sypialnię numer jeden?-spytała mnie w pewnym momencie, po tym jak już przestała się śmiać.
- Tak...ale czy to nie było wiadome?- tym razem ja zadałam pytanie, byłam trochę zdziwiona, że tego nie wie.
- Nie. To, kto w którym pokoju sypia jest tajemnicą i jeśli nie pracujesz w którymś z nich, to nie wiesz kto tam mieszka. No chyba, że ktoś ci powie-zakończyła po krótkim namyśle.
- Czyli...nie za bardzo będziesz pewnie wiedziała kto mieszka po trójką?-spytałam i nawet ja usłyszałam w swoim głosie głębokie rozczarowanie.
- Nie nie bardzo- pokręciła przecząco głową.- A czemu chciałabyś to wiedzieć?
- Cóż...bo chodzi o to, że jakieś trzy miesiące temu, rozmawiałam tam z bardzo dziwną kobietą. Rozmowa również nie należała no najnormalniejszych. Ale...-zrobiłam krótką pauzę zastanawiając się jak ująć moje myśli w słowa- nie do końca wiem kto to był.
- Aaa...no niestety nie pomogę ci- Klara tylko wzruszyła ramionami.- Może jak dowiesz się kto tam pracuje to wtedy ten ktoś ci powie.
- A nie wiesz może przypadkiem kto tam może pracować?- spytałam z nadzieją na pozytywną odpowiedź, mimo że szanse na to, że Klara wie kto tam pracuje były nikłe.
- Niezbyt, musiałabyś popytać innych- wzruszyła ponownie ramionami i westchnęła głośno.- Też popytam jak coś, pomogę ci. A w ogóle... po co chcesz to wiedzieć?
- A tak z ciekawości. Ale dziękuję- czułam się trochę-a nawet bardzo- rozczarowana, chociaż to było to przewidzenia.- Chyba dokończę rysować...-powiedziałam bardziej do siebie i Klara najwidoczniej rzeczywiście tego nie usłyszała.
Wyjęłam swój szkicownik spod łóżka, wygrzebałam z drewnianego pudełka ołówki i zabrałam się do wykańczania rysunku przedstawiającego księcia. Musiałam wypełnić cały początkowy szkic i wycieniować cały rysunek. To była ciężka, wymagająca dużej dokładności i skupienia praca, jednocześnie była też dosyć czasochłonna. Wiedziałam, że zajmie mi to więcej niż jeden wieczór, ale mimo to wydawało mi się, że i tak to będzie najszybciej skończona przeze mnie praca. Starałam się z największą dokładnością na jaką było mnie stać odwzorować twarz księcia, chciałam ująć w swoim rysunku każdy najmniejszy szczegół. Okazało się, że o dziwo bardzo dobrze pamiętałam jego twarz, jakbym już wcześniej rysowała go setki razy. Wiedziałam w jaki sposób się uśmiechał, jak układały się jego włosy, znałam każdy szczegół dotyczący jego wyglądu. Było to dosyć niepokojące, ale bardzo ułatwiało mi pracę, więc przestało mi to sprawiać jakikolwiek dyskomfort. Prawie instynktownie poruszałam dłonią, kreśląc coraz to nowe kreski, cieniując coraz to nowe powierzchnie, a twarz na kartce nabierała coraz więcej życia. Wpadłam w pewien rodzaj transu- nic poza kartką i trzymanym w ręce ołówkiem się nie liczyło, świat stał się tylko bladym tłem do mojej pracy i myśli. Zajęłam się  w końcu oczami rysunkowego księcia i wtedy na chwilę wstrzymałam swoją pracę. Zdałam sobie sprawę, że nie uda mi się w stu procentach odwzorować ich doskonałości, ich głębi, tego miłego spojrzenia którym darzył wszystkich dookoła. Mimo to, już z mniejszą zaciętością spróbowałam przenieść to piękno na kartkę. Tak jak się spodziewałam, nie oddawały w stu procentach tego co było w rzeczywistości. Zasmuciło mnie to, przez co nawet nie zauważyłam, że rysunek był już skończony, siedziałam tylko wpatrując się w te niedoskonale narysowane oczy pogrążona w braku satysfakcji z wykonanej właśnie pracy. Byłam całkowicie poza  swoją świadomością, kiedy poczułam że ktoś szarpie mnie za ramię, to wyrwało mnie z odrętwienia.
- No wreszcie, myślałam, że odleciałaś na dobre- usłyszałam pełen ulgi głos Klary.- Co się z tobą działo? Przestraszyłaś mnie.
- Emm...rysowałam- odpowiedziałam i w końcu w stu procentach powróciłam do "świata żywych".
- Łał...- Klara zamilkła na dłuższą chwilę i po prostu wpatrywała się w mój rysunek.- Genialnie rysujesz...ale dlaczego w taki... dziwny sposób?
- To znaczy?- nie zbyt rozumiałam o co jej chodziło z "dziwnym sposobem rysowania".
- No wiesz...niby byłaś tutaj, ale tak jakbyś duchem była gdzieś indziej. Pa tym twoja ręka ruszała się tak szybko, jak jeszcze nigdy nie widziałam. To trochę straszne...
- Jak tak to ujęłaś...to rzeczywiście brzmi strasznie- podniosłam swój szkicownik z pościeli i zamknęłam go płynnym ruchem.- W sumie to...za szybko to skończyłam. Normalnie zajmuje to dłużej...nawet o wiele dłużej. Nie sądzisz, że to dziwne?- popatrzałam na nią pytająco, ale wzruszyła tylko ramionami.
- Wiesz, ja zbytnio na tym się nie znam. Rysowałam tylko kiedy mi kazali i zwykle wyglądało to dosyć marnie, a trwało dosyć krótko, bo niezbyt lubię rysować. Wolę podziwiać pracę innych.
- Aha. Nie wiem jak ty, ale chyba pójdę spać- bez zbędnych słów skierowałam się do łazienki, żeby się przebrać.
Z wielką ulgą zdjęłam swoje ubranie robocze i włożyłam długą, białą koszulę nocną. Rozpuściłam włosy, które wcześniej związane były w luźny warkocz. Dopiero wtedy poczułam jak bardzo byłam zmęczona, a potwierdziło to jeszcze długie ziewnięcie. W końcu jednak mogłam iść spać, miałam spokój. Ze zmęczonym uśmiechem na twarzy odgarnęłam swój koc, poprawiłam miękką, białą poduszkę, położyłam się i prawie natychmiast usnęłam.

3 komentarze:

  1. Będzie coś śmiesznego?? Czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh, niestety może to trochę zająć.
      Chyba trochę zmienię plany i dodam trochę komizmu (pomijając że t nie dramat ale ci...) ;-)

      Usuń